poniedziałek, 20 maja 2019

Ryś- Nocny Maraton Służb Mundurowych i ich Miłośników

To nie był mój pomysł...
Tym razem to Kaśka (znana wszystkim stałym czytelnikom moja przyjaciółka z liceum). To Ona mi kazała...
Już w drodze powrotnej z KoRNO (więcej o naszej wyprawie tutaj: Grażyna ja chyba nie pojadę) zapisałyśmy drużynę rowerową Złe Madki/SRT , pierwszy raz drużyna mieszana i w dodatku pierwszy raz z mężami😰.
Dotychczas wyznawałam zasadę, że kilka godzin w lesie może zrujnować dobrze funkcjonujące małżeństwo... Czy miałam rację??? Zobaczymy...
Noc w lesie na rowerze, a napakowałam jakbym miesiąc tam zamierzała siedzieć

Konwencja rajdu zakładała starty drużynowe piesze i rowerowe, osobną kategorię stanowiły drużyny służb mundurowych. Na starcie otrzymywaliśmy mapę z punktem "0", a zdobywając go pokazywały się wskazówki dla kolejnych (w sumie 8 pkt kontrolnych- na każdym zadanie do wykonania).
Kasia i Piotrek przed startem- jeszcze się przytulają...

"Mniej niż 0"
Wylatujemy z bazy o 22:36 i pędzimy na punkt 0. Dla uniknięcia konfliktu wyznaczamy Pana Męża na nawigatora drużyny. Ciśniemy przez Kąty Wrocławskie (bo tam była baza rajdu) i gdzieś w parku, w jednej z alejek, stał ukryty namiot pełen zagadek militarnych . Nam trafiają się obrazki z czołgiem (Wóz piechoty coś tam, coś tam), AK 47 (zwany Kałachem) oraz pytania o broń atomową i system obronny widoczny z kosmosu. Szybkie pytania, szybkie odpowiedzi- w nagrodę dostajemy mapkę z punktami A-E. Rzut okiem lecimy dalej...
Karta kontroli jakości- to co ISO Commando lubi najbardziej

A jak "Adrenalina i Krata"
Dojeżdżamy do miejsca wyznaczonego na mapie a tam- NIC. To wycofujemy maszyny, pierwsza ścieżka w lewo, a tam- NIC, to w prawo- można by rzec passa trwa- dalej NIC. To pod górę- jest, są namioty, są ludzie to musi być tu- a to Towarzystwo ZIELARZY 😒 z Kątów Wrocławskich ma spotkanie integracyjne i nie bardzo się orientują gdzie jest Krata. To "rzut powrót"- i jeszcze raz w lewo- cóż za niespodzianka- dalej NIC.
Nie powiem - motywacja spada, kręcimy się jak "gówno w przeręblu" a punktu nie widać. Wracamy pod wejście do Adrenaliny- dalej jakby NIC się nie zmieniło. To wracamy teraz druga w lewo i- JEST. Po 50 minutach straty docieramy do punktu A- przecinamy kraty i uwalniamy się by móc mknąć dalej na punkt B.
Jakie było nasze zdziwienie, gdy okazało się,
że KRATA to zadanie do wykonania, a nie charakterystyczny punkt w Parku Adrenalina 

B jak "Być może to był dobry wybór"
Już wiemy- mapa mija się z prawdą , a brak skali to nie pomyłka w druku- to brak skali!
Ustalamy, że trzeba nadrabiać stracone minuty, jęzory wiszą do pasa, ale ciśniemy dalej. Asfaltem przelatujemy w MIG. Ale gruntowa droga wytelepała mi nawet kosteczki słuchowe. Jednak wola walki i determinacja doprowadziły nas do punktu B. Chłopaki ganiają z oponami, a my trzaskamy przysiady, puki oni nie skończą zadania. Czas na punkt C. Nie ma przerwy- jedziemy.
Ognisko w strefie "Playsingfood"
Punkt C

C jak "Czas na popas"
Nie ma co tu dużo pisać, trzeba było jechać na pełnej petardzie, a żołądek z głodu już się do kręgosłupa przykleił. Zapach pieczonej kiełbasy doprowadził nas prosto do punktu gastronomiczno-zadaniowego (całe szczęście, że nie wpadliśmy komuś na garden party i sobotniego grilla). Nawet ja (znana z niejedzenia w trakcie wysiłku) skusiłam się na kiełbę z ketchupem. Potem oczywiście odpokutowałam tę szaloną decyzję, ale jak umierać to z pełnym żołądkiem (w końcu zostałam mianowana najgrubszym zawodnikiem naszej drużyny- ale nie będę się o tym rozpisywała- Kasia DZIĘKS, tylko przyjaciela stać na taką szczerość😘).
Zestaw reanimacyjny

Może jak nie będę patrzeć w obiektyw to nikt nie zauważy, że byłam na punkcie gastro :)

D jak "Do broni!!!"

Najedzeni i pełni werwy jedziemy na punkt D. Dzięki temu, że wypadam z trasy na zjazd w prawo, odnajdujemy następną w lewo, która prowadzi nas prosto do miłośników ASG. Snajper Mateusz ustrzelił na szybko 3 balony. Trochę pochopnie obiecałam, że jak trafi, to będę cicho do końca rajdu- i wiecie co trafił 3 razy i to każde za pierwszym strzałem. A to była dopiero połowa rajdu 😱.
Żeby nikt nam nie ustrzelił koni, trzeba było zostawić je w wyznaczonym miejscu przed punktem

E jak "Eeeee nie mamy punktu F na mapie"
Dziwne. Punkt E jest oznaczony na mapie jakby był w strumieniu, nazwali go "Ski Raft Buła". Czuję, że będzie mokro. I mój Grażyński przebiegły umysł mnie nie zawiódł. A kogo wybiorą do zadania wodnego, jak drużyna składa się z dwóch dziewczyn i dwóch chłopaków? No kogo???
Tak Kaśka zostaje przypięta łańcuchem, a ja muszę skacząc po pontonach przejść na drugą stronę rzeczki i odnaleźć kod do kłódki. Bosko... Bez moczenia kolan (ale nie suchą stopą) docieram na drugi brzeg, a tam kilkanaście pojemników z ukrytymi w środku kodami. Łapię za pojemnik drugi z lewej ( nie pytajcie skąd ten wybór) odkręcam, czytam kod 12780, Kaśka ustawia go na kłódce- trafiony (oby nie zatopiony, bo muszę wrócić tą samą drogą 😂). Ubieram skarpety i buty - jedziemy dalej. Oczywiście dostajemy nową mapę z punktem F. A gdzie jest punkt G???
A mówili... Po co zdejmujesz buty??
Bo stare orient-porzekadło brzmi: "jak jest woda, to może być mokro- w butach".

F jak "Fizycznie niemożliwe"
Tym razem jakiś diabeł nas podkusił i skręcamy za wcześnie w prawo, docierając do pokrzyw po pachy i powalonych drzew. Nawrotka (to dość znany nam manewr taktyczny), atakujemy punkt od północy. Dojeżdżamy, bujamy się na linie, Kaśka włazi po ruchomej drabince żeby zmacać kurczaka (nie pytajcie...), czołgamy się w bagnie i ładujemy ziemię do worka (chłopaki solidnie, żeby nie było, że słabo kopali, nasypali 7 łopat ziemi), a tu jakiś koleś w mundurze mówi: "teraz wam ten worek zaplombuje, a wy zawieziecie go na punkt G". Tak Mateusz dzielnie wziął na ramę dodatkowe 10 kg, a może i więcej.

G jak "Granica została przekroczona"
Docieramy do ostatniego punktu. Pytamy czy nie chcą ziemi, bo mamy trochę w worku? A tam baza Polskich Żołnierzy z czasów II Wojny Światowej- dostajesz tajną instrukcję do odzyskania mikrofilmu, bo im agenta Niemcy załatwili, a dane trzeba odzyskać. Wyrabiają nam  paszport i każą iść do Rzeszy. Docieramy do granicy, coś tam do nas mówią po niemiecku " sznela, sznela". Przedostajemy się na drugą stronę szlabanu, na Berlin w prawo, to my w lewo. Piotr odegrał tutaj kluczową rolę, ponieważ najlepiej z nas wysłuchał instrukcji i tak liczymy kroki, docieramy do nory, w której ukryty jest mikrofilm. Wygrzebujemy patykiem kapsułkę z obrzydliwej treści wypełniającej dół.
Wracamy do Polski. Znowu patrol graniczny-  Halt!!! Hande Hoch!!!- przeszukali nas, ale nic nie znaleźli- nie wiem gdzie Mateusz trzymał tą kapsułkę, niech to pozostanie tajemnicą na zawsze.
Paszport
Papiery,że mucha nie siada

Grażyna włóż tam rękę i wyjmij mikrofilm!!!

 META-w blasku i chwale docieramy na metę, przed upływem regulaminowego czasu, otrzymując 11 miejsce w klasyfikacji drużyn rowerowych. 61 km wykręconych po drogach każdej jakości, wszystkie punkty zdobyte, bez telefonów do prawników i bez pozwów rozwodowych, szczęśliwi i zmęczeni kończymy tę szaloną noc.
Wschód słońca nad bazą

4:11 Złe Madki/SRT na mecie

Toast 

Grażyna przyłapana na aktualizacji społecznościówek

Kilka słów na temat rajdu:
-jestem pod duuuuuużym wrażeniem
-wspaniała organizacja (zaangażowanie grup tworzących punkty kontrolne-petarda, atmosfera dobrej zabawy i życzliwości,)
-4:30 a baza tętni życiem- organizatorzy chcą wiedzieć jakie są nasze wrażenia z trasy, jakie są plusy dodatnie a jakie plusy ujemne😉
-wielka kultura zawodników i wzajemne poszanowanie
-śniadanko w bazie- jedyny rajd na którym po obudzeniu, czekało na mnie śniadanie
-oczywiście najważniejsze, że w losowaniu nagród zarówno ja i Kaśka załapałyśmy się
-to był nasz pierwszy raz na RYSIU, ale na pewno nie ostatni
Podsumowanie, wręczenie pucharów, losowanie nagród
To krótki (ale jak na moje teksty lekko przydługi) opis naszej przygody.
Miło, że to czytacie, ale zastanówcie się czy nie chcielibyście sami spróbować swoich sił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz