środa, 6 stycznia 2021

Wyszłam w góry- zaraz wracam

To żadna nowość, że Grażyna zimą na rower nie wsiada. Co nie oznacza, że gniję na kanapie... Choć coraz bardziej kusi mnie ta forma wypoczynku 😜.

Sylwester i Nowy Rok nie jest dla mnie szczególnym wydarzeniem i pandemia nie pokrzyżowała mi w tym przypadku planów, ponieważ ich nie miałam. W ostatniej chwili wymyśliłam, że możemy wybrać się w góry. 


W Sylwestra padło na Biskupią Kopę- zimowe warunki na szlaku spotkały nas dopiero w wyższych partiach góry, głównie w postaci oblodzonego szlaku. Tu dowiedzieliśmy się , że w przyszłości warto zainwestować w raki. Trasa nie była wymagająca fizycznie jednak zobowiązywała do dużej czujności i uważnego stawiania kroków na ścieżce. Całość przejścia wieńczyła Perć Gwarków i przecudnej konstrukcji drabinka, która może przyprawić o zawrót głowy. 

Poniżej kilka zdjęć, które mam nadzieję zachęcą Was do wyjazdu w Góry Opawskie i wędrówkę w pięknych okolicznościach przyrody.






Szczyt Biskupiej Kopy

Oblodzenie szlaku nie ułatwiało zejścia

Drabina na Perci Gwarków 
widok z góry

widok z dołu

Ponieważ potrafię dostać zakwasów po wyjściu do sklepu, noworoczny poranek był dla mnie równie traumatyczny, co po suto zakrapianej imprezie. Jak mawiają starzy Indianie... "zakwasy trzeba rozchodzić". A że wiedziałam, że jedna z dziewczyn z Kobiecego Szczytowania wybiera się na Babią Górę, to postanowiłam do niej dołączyć. 

I w ten sposób spotkaliśmy się na Przełęczy Krowiarki w zespole czeroosobowym mieszanym ( Ja, Marlena, Łukasz i Mateusz). Ponieważ pomysł wyjazdu i strategia przejścia była po stronie Marleny i Łukasza, my grzecznie ruszyliśmy zgodnie z ich planem. Tutaj zima towarzyszyła nam od początku trasy, śnieg z lodem wynagradzała piękna pogoda i cudowne widoki.



Czego chcieć więcej


Cały czas z tyłu głowy miałam myśl, która nie dawała mi spokoju, że ponoć "na Babiej mocno wieje wiatr😏". Ale idę i idę, a tu cisza i spokój... Aż nagle sruuu...za Kępą, jak nie świśnie, jak nie gwizdnie, prawie mi łeb urwało... I tak cały czas do szczytu, za szczytem, aż do odejścia niebieskiego szlaku w kierunku schroniska. 

Marlena, Łukasz i ja na szczycie

Szczyt

Widok na Tatry- było warto

Nie wiem czy już wspominałam, ale jako Grażyna Himalaizmu wybrałam się w góry zimą nie posiadając raków (na moje usprawiedliwienie dodam , że nie byłam jedyna, a wiem też, że byli tacy co raki noszą w plecaku 😍). Domyślacie się wobec tego jak wyglądało zejście ze szczytu Diablaka? Dupa mnie boli do dzisiaj. Jedyne co mnie uratowało to to, że nie próbowałam nawet pokonywać trasy odrywając tyłek od szlaku... I całość zejścia przejechałam na własnych 4 literach. I tutaj szach mat Hodakowska - warto mieć trochę więcej tłuszczu na pupie 😝. 

Przerwa w Schronisku Markowe Szczawiny zaowocowała zupą i frytkami na świeżym powietrzu, bo wszyscy wiemy, że chmura covidowa czai się wszędzie i w środku jeść nie wolno...Jednak nie ma co narzekać, bo mogło być bez zupy. Takie czasy, że cieszysz się , że chociaż na dworze możesz zjeść miskę ciepłej pomidorówki.

Pod osłoną zmroku dotarliśmy do auta i nie byliśmy ostatni... Muszę przyznać, że Babia Góra jest królową nie tylko Beskidu ale i BEZ KITU. Na pewno tam wrócę w nieco innym składzie, bo Babia Góra będzie kończyć projekt Kobiecego Szczytowania. Kiedy? Jeszcze nie wiem? P.S. Marlenka dziękuję za cudowne zdjęcia 🥰