czwartek, 16 lipca 2020

Nie idźcie tam!!!

Nie mogłam się doczekać kiedy znowu będę w Górach Stołowych. Na szczęście projekt Kobiece Szczytowanie trwa i nie zapowiada się żeby szybko się zakończył, co pozwala mi wracać w góry i cieszyć się nimi bez ograniczeń😄 w doborowym towarzystwie.
Jak widać pogoda nas nie rozpieszcza

Łężyce- to tam założyłyśmy bazę i rozpoczęłyśmy naszą wyprawę. Ponieważ jednej z nas (bo zwykle jest nas 5) nie było, musiałyśmy lojalnie obiecać, że nie szczytujemy do końca i omijamy Szczeliniec Wielki. Jako samozwańczy kierownik wyprawy wyznaczyłam nam trasę przez Skalne Grzyby - Wielkie Torfowisko- Białe Skały- Łężyckie Skałki do bazy. 
Zawsze jak tylko wychodzimy poza budynek to zaczyna padać i tym razem pogoda nas nie zawiodła... Lało od rana...
Znak, który przeoczyłyśmy na trasie

Już na starcie zaliczyłyśmy małą wtopę uznając znak za nieistotny, co sprawiło, że musiałyśmy trochę zawrócić i dopiero wtedy znalazłyśmy się na Żółtym szlaku, który miał nas poprowadzić do celu.
Wysuszamy z Batorowa,
licząc na Cygański Wąwóz

Tajemnice Gór Stołowych

Skalne Grzyby

Dla mnie to 3 twarze

Marlena wyskakuje zza kamienia :)

W bardzo podmokłych momentach trasy,
 były przygotowane kładki


Nie poddaję się w próbach zostania Insta-modelką😅

Marlena nie ułatwia mi zadania i buduje konkurencję

Ala i Ania ładnie ale skromnie😉

W pewnym momencie ,nawet sobie pomyślałam, że nie będę miała o czym napisać... Szłyśmy, mokłyśmy i mało się odzywałyśmy bo było zimno... Oczywiście, że trasa była ładna, ciekawa i poruszająca wyobraźnię, ale co z tego, jak nic się nie działo... Do pewnego momentu...
Nie ma wpisu bez kapliczki. 
Boję się, że kiedyś ludzie zaczną je likwidować...

Sawanna Łężycka


Drzewo dobrych wiadomości-
 trzymamy się szlaku

Nasze Stepy Akermańskie

"Stary drogowskaz"
ostatni moment dobrych decyzji

Gdy zmieniłyśmy szlak z żółtego na zielony i zbliżałyśmy się do bazy coś poszło nie tak... To znaczy dopóki szlak był z nami a my razem z nim to jeszcze było OK... Ale przy "starym drogowskazie" miałyśmy odbić w lewo... A potem jedna dróżka w prawo a druga w lewo i... Pada magiczne zdanie (niestety z moich ust) chodźmy w prawo, będzie krócej...
Wielka łąka i MY
One jeszcze nie wiedzą, że...
Trzeba iść z nurtem strumienia

I wyobraźcie sobie, że można być jednocześnie tak blisko i tak daleko celu. W dodatku znalazłyśmy się na łące, która nie miała końca i doskonale trzymała wilgoć... Głupio było zawrócić, bo przecież zaraz skręcimy w lewo i będziemy na miejscu. Oczywiście, że było to tylko moje pobożne życzenie i za zakrętem czekała nas przeprawa w strumieniu bo chyba zalało drogę, albo pomyliłyśmy strumień z drogą. Nie tracąc nadziei szłyśmy dalej przez krzaki, kolejną polanę, pod górę aż dotarłyśmy do elektrycznego pastucha. Jest pastuch to będzie cywilizacja, tylko pytanie kogo on pilnuje...
A oczom moim ukazało się to 😍
Te małe czarne kropki to były konie

Jak się okazało trafiłyśmy na stado koni wypasanych na łące, żeby nie zakłócać im spokoju, cichutko przedarłyśmy się na drugą stronę pastwiska, trafiając w pokrzywy po szyję... Z których wytoczyłyśmy się komuś na podwórko... 
Dobrze, że to nie były te kozy, bo zostałybyśmy bez jedzenia

I jak generalnie jestem przeciwnikiem trzymania psów na łańcuchu, tak cieszyłam się, że tym razem właściciel był bardziej staroświecki niż postępowy i wielki czarny pies obszczekał nas z okolic swojej budy...
Kapliczka i ładny domek w Łężycach

Mokre, brudne i zmarznięte dotarłyśmy do drogi głównej w Łężycach, w zupełnie innym miejscu niż założyłam to pierwotnie. 
Dla ułatwienia powiem tak... gdybyśmy skręciły w lewo za "starym drogowskazem" byłybyśmy w bazie po 30 minutach i w miarę suchą stopą... a, że skręciłyśmy w prawo nasz powrót wydłużył się do 2,5 godziny, w butach mogłyśmy założyć "oczka wodne" 😅 i pobierać dopłaty rządowe.
Najlepsze było to, że na koniec dziewczyny stwierdziły, że czym byłby wyjazd bez przygody... I że trzeba ustalić termin następnej wyprawy, ale tym razem w pełnym składzie.
P.S.
Dziewczyny dziękuję za zdjęcia. Uzupełniły moje skromne zasoby 😚

piątek, 3 lipca 2020

Velo Czorsztyn czyli Lady Grażyna od zamku do zamku

Jak jest Corona to muszą być zamki😆. 
Niedzica Zamek

Dobrze zacząć sucharem😊, wtedy czytelnik nie spodziewa się niczego mądrego po danym wpisie. Ponieważ sytuacja epidemiczna w kraju pokrzyżowała również moje plany (skąd we mnie przekonanie, że akurat mnie mogło ominąć???) , zamiast w Wielkanoc dotarliśmy nad Jezioro Czorsztyńskie w czerwcu.
Infrastruktura przygotowana perfekcyjnie

W tym miejscu nie trzeba zastanawiać się co robić, bo infrastruktura i lokalizacja same podpowiadają gdzie i po co się wybrać. 
Celem nadrzędnym było przejechanie szlaku rowerowego Velo Czorsztyn a poboczne wyprawy dotyczyły rozpoznania na Velo Dunajec.
Zaczynamy okrążenie
Dookoła jeziora można pojechać na kilka sposobów:
Sposób 1 (wybrany przez nas) od Niedzica Zamek przez Czorsztyn i Sromowce Wyżne do Niedzica Zamek. 
Przebieg trasy
Sposób 2 na odwrót niż 1- nie polecam, bo wydaje się, że jest bardziej pod górę😉 a do tego najdłuższy podjazd zaliczycie po drodze bez pobocza i z dość intensywnym ruchem samochodowym.
Sposób 3 od Niedzica Zamek do Czorsztyna i statkiem przez jezioro do Niedzica Zamek- to dla tych którzy nie mają potrzeby objeżdżania całości, ze świadomością, że wiele się traci...\

Od razu powiem, że nasi chłopcy nie wiedzieli o 3 sposobie na pokonanie trasy, więc przejechali całość.
Ten wyjazd był również wielkim testem szoski dla dzieci- tak kupiliśmy szosę XS. Najpierw jedną dla Kostka, bo on bardzo chciał już mieć szosę. Olek w tym czasie mógł popróbować jazdy na takim rowerze i zdecydowanie też chce mieć taki rower.
Droga aż miło
Ruszyliśmy rano i już za pierwszym zakrętem złapał nas deszcz (bo oprócz Corony to jeszcze pogoda w 2020r jest do bigosu), ale nie ma co biadolić trzeba jechać dalej. Ten odcinek genialny, gładziutki, bez samochodów, ruch innych rowerzystów też niezbyt duży (pewnie przez zapowiadaną burzę). Zanim dotarliśmy do pierwszego podjazdu po deszczu nie było nawet śladu.
Czerwony dywan
"Czerwony dywan"- podjazd 7%, choć ja uważam, że znacznie więcej- Kostek w asyście taty i na szosie wjechał całość bez zatrzymywania, a ja z Olkiem obstawialiśmy tyły. Niestety z opcją wprowadzania górala... Ale potem było już mniej pod górkę, aż do momentu kiedy to co podjechaliśmy trzeba było zjechać. 
Zachęcam gorąco do przejechania Velo Czorsztyn-
nawet dla samych widoków

Owce można zobaczyć
Jezioro z każdej strony
Szanujmy się

Jeśli ktoś mi kiedyś powie że w Polsce nie ma/ nie da się lub inne podobne bezeceństwa to przegryzę tętnicę... 

Takie przejazdy też były
Widok na Frydman
Kapliczka musi być-
wszyscy już wiemy, że mam do nich słabość
Były też drogi z wydzielonym pasem dla rowerów
Tu zamiast górą na most, pojechaliśmy dołem i pod mostem. 
Trzeba było zawrócić :)
Już widać zamek Czorsztyn



Przerwa na jedzenie
Zatoka surferów- dobre jedzenie, zimne piwo i lody.
Doskonałe miejsce na przerwę

Zamek Czorsztyn

Jak wspominałam wielokrotnie jestem PIPĄ zjazdową i w zasadzie nie wiele się zmieniło. Nie oszczędzając hamulca i pilnując zakrętów przejechałam raz w dół a raz w górę większość trasy.
Po dojechaniu do Zamku Czorsztyn zaczęła się prawdziwa przygoda. Tam jest podjazd śmierci... jadąc nim modlisz się o szybką śmierć i zakończenie tej męki. Oczywiście każdy człowiek wyprzedzający Cię pod górę na ELEKTRYKU wbija Ci maczetę w serce, ale nie dość skutecznie by paść martwym na skraju drogi.
Meldujemy wykonanie zadania- podjazd zdobyty

Tutaj muszę powiedzieć, że mój prawie 11 letni syn Kostek wjechał to z jednym przystankiem... wiadomo, że trzeba było go dopingować, pokazać jak oszukać podjazd zygzakiem, jak ograniczyć marnowanie energii na niepotrzebne ruchy, obiecać lody wielkości Kopca Kościuszki... Nie ważne, bo ON to wjechał. Ja musiałam stanąć 2 razy, a on tylko raz (mamunia jest dumna🙌). Na szczycie doszło do zamiany rowerów i teraz to Olek mógł pocisnąć jak szalony- z czego oczywiście skorzystał, zostawiając mnie z tyłu na ostatnim podjeździe do Niedzicy.
Były też drogi bez wydzielonego pobocza
Zanim jednak to nastąpiło, musieliśmy zjechać z Czorsztyna do Sromowców Wyżnych. Ten zjazd był najsłabszym punktem wyprawy - niestety nie było tutaj pobocza ani specjalnego pasa dla rowerzystów, auta poruszały się dość szybko, a ruch był spory. Żeby zwiększyć dystans między Olkiem a samochodami wyprzedzającymi go, musiałam się trochę wysunąć na środek pasa ruchu (po ostatnich wydarzeniach z udziałem kolarzy, pokonywałam ten odcinek z duszą na ramieniu i obawą o bezpieczeństwo chłopców). Muszę jednak przyznać że kierowcy zachowywali się dość rozsądnie i omijali nas z daleka, cierpliwie czekając na możliwość wyprzedzenia nas po drodze (wielki + dla nich). Po zakończeniu tego nerwowego odcinka wróciliśmy na szlak rowerowy i pomknęliśmy do Niedzicy z efektem jw, czyli moją pogonią za Olkiem pod górę.
Powrót na ścieżkę rowerową
Cała trasa kosztowała nas 41km i 600m.  Trasa jest prosta bo jeśli masz po prawej stronie jezioro to znaczy, że jedziesz dobrze (jak to po kole). Po drodze było kila błędów nawigacyjnych, ale niegroźnych (jedna nawrotka i jeden podjazd gratis). Chłopcy dali redę przejechać całość, więc myślę, że jest to trasa osiągalna dla każdego (styl jazdy dowolny, pchanie, hamowanie, odpoczywanie, byle do przodu).
JEDŹCIE NA VELO CZORSZTYN!!!!