poniedziałek, 17 czerwca 2019

"Łańcuch Ci się skończył!" czyli Mistrzostwa Polski Lekarzy w Kolarstwie Szosowym

O tej imprezie dowiedziałam się podczas bikefittingu u Jarka Dymka. Namawiał mnie na udział w zawodach, bo łatwiej mi będzie znaleźć cel do jeżdżenia (on to nazywał treningiem, ale bez przesady). A że do szalonych rzeczy nie trzeba mnie dwa razy namawiać...


Napisałam maila do organizatorów MPLKS, że chcę startować ale z koleżanką nie-lekarką. Tak Ola znalazła się na liście startowej PK. Grażyńskość moich poczynań na szosie nie dawała mi spokoju, więc postanowiłam zadzwonić do Krzysztofa- organizatora, żeby dopytać o szczegóły. Tak mnie omamił, tak namawiał, tak przekonywał że będzie fajnie, że 14.06.2019 r zaparkowałyśmy pod budynkiem Internatu Technikum Pszczelarskiego w Pszczelej Woli (tam była baza wyścigu).
Baza wyścigu- wiedzieliście, że jest taka szkoła??
Ja oczywiście musiałam poczytać o tym miejscu, ale jestem pod wrażeniem.

Nie zdążyłyśmy na 10 Czasówkę Roberta. Może to i dobrze, bo gdybyśmy zobaczyły jak to na prawdę wygląda, to wsiadłybyśmy do auta, wbiły wsteczny i uciekły z piskiem opon udając, że nigdy nas tam nie było...
Czy to będzie szczęśliwy dzień?
Grażyna czy ty wiesz, gdzie się pchasz???

Ale zostałyśmy i rano po śniadaniu pojechałyśmy na linię startu w Bychawie- Leśniczówce.
Po wyjęciu rowerów z auta potrzebowałyśmy pomocy w napompowaniu dętki Oli i przykręceniu przedniego koła Grażyny. Powinnam się zorientować, że to nie będzie piknik kolarski w momencie, gdy pomocny doktor kolarz wyrzucił Oli taką czarną nakrętkę na wentyl, uważając że jest trzepacka.
Idealny moment żeby wyjść po angielsku z imprezy. Ale nie...
Gotowi...Do startu...

Nadchodzi godzina 0. Ustawia się pierwsza grupa na start (jadących 3 okrążenia). STOP!!! Czekamy na karetkę. Cały peleton lekarzy, ale bez karetki nie ruszymy. Wszyscy czekają, grzeją mięśnie, chłodzą głowy, żar leje się z nieba i nagle BUCH!!!

- To mój bidon- krzyczę- mam gazowaną wodę!
Podchodzę bliżej... Co ja paczę😱 - Ola to jednak Twoja opona, wybuchła Ci dętka.

Nie minęła sekunda jak z pomocą przybiega do nas Chirurg Naczyniowy o niezwykle sprawnych dłoniach i w mgnieniu oka Ola ma już sprawny rower. Czy to był znak??? Ostrzeżenie??? Nie wiem, nie zauważyłyśmy... Nadal z uporem maniaka chcemy wystartować.
Nigdy nie ustawiaj się na samym końcu grupy startującej!!!

Pierwsza tura ruszyła. 5 minut później my - 2 kółkowi, a 5 minut po nas- 1 kółkowi. No i tu następuje totalne zderzenie z rzeczywistością, tu nie ma luzu, tu jest pełna petarda, po pierwszych 20 metrach z peletonu to tylko kurz mogłam wdychać.
Ola luźna łydka i jedzie swoje. Ja jak zwykle do porzygu. Jadę, jeszcze widzę grupę na tyle blisko że widzieć, ale zbyt daleko żeby dogonić. Trasa jest oznakowana, skrzyżowania obstawione jest szansa, że się nie zgubię- chociaż tyle.
Sezon na rzepak minął- teraz czas na maki

Prosta- dalej ich widzę, przede mną podjazd- widzę, zjazd- już nie widzę... Zostałam sama, bez widoków na przyszłość. Temperatura chyba ze 100 stopni, asfalt płynie szerokim strumieniem, a ja właśnie się zorientowałam, że jadę pod wiatr- no extra. Co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Jedziesz, im szybciej tym bardziej wieje, to chociaż się schłodzisz.
Pierwszy raz na tej trasie, pierwszy raz na wyścigu kolarskim, pierwszy raz w takim upale- taka aktywność. Ludzie mawiają, że pierwszy raz boli- ale żeby aż tak?!?! Teraz to nawet nie ma jak stąd uciec i tak muszę dojechać do mety, a Ola ma klucze do auta. To jadę- mielę i mielę, kółka się kręcą, raz z górki a raz pod górkę, w głowie gotuje mi się zupa z móżdżku, a ja sprawdzam czy kilometry mi się w dobrą stronę naliczają czy na wstecznym już jadę.
Po drodze dopada mnie fotograf wyścigu- wszystkie ręce na pokład(!!!), fotka z imprezy musi być dobra, trzeba wyglądać na wypoczętą.
Puki co łapię kilometry dodatnie i tak wpadam na punkt żywieniowy, pobieram wodę i cisnę na drugie okrążenie. Teraz następuje przejście w inny wymiar- takie kolarskie ZEN. Każdy kilometr zbliża mnie do mety, każdy podjazd będzie cieszył zjazdem, wiem kiedy odpuścić a kiedy przycisnąć, woda jest, siły są... PODJAZD!!!
Tylko bez nerwowych ruchów, zrzucam przerzutkę, cisnę w korbę i... ŁAŃCUCH MI SIĘ SKOŃCZYŁ...Czas się zatrzymał, rower też, a ja z nim... Patrzę w dół a łańcuch jak czarna mamba wije się za mną... Koniec...
Łańcuch- chodź nie wygłupiaj się!!!
Jeszcze nie skończyłam wyścigu

Zmieniam konkurencję na Duathlon, z Baranem w ręce i łańcuchem na ramie idę w kierunku najbliższych strażaków. Tacy strażacy, to są strażacy- wrzucili mój rower na pakę, mnie do szoferki i odwieźli na metę. W taki oto sposób osiągnęłam kolejny poziom zgrażynienia😂
Duathlon po Grażyńsku
42 km szosą a potem pieszo z szosą

Leżąc na trawie obserwowałam finiszujących zawodników i czekałam na Olę, która dzielnie kręciła ostatnie kilometry.
Ola na 76 kilometrze szczęśliwa dociera do mety

Po wszystkim, wieczorem odbyło się podsumowanie, wręczenie nagród, impreza i tańce.

Podium jakie jest każdy widzi
Żeby nie było to z imprezy też wychodziłyśmy ostatnie... I wiecie co?? Dobrze, że nie uciekłyśmy spod internatu... Poznałam wspaniałych lekarzy-kolarzy (obu płci). Bez napinki, bufonady i poczucia, że nie jest to miejsce dla Kolarskiej Grażyny. Poopowiadali mi o poprzednich edycjach, zapytali o nasze wrażenia z bieżącego wyścigu i zaprosili na następny (z koleżankami- więc moje drogie Grażyny, szykujcie się na presing otoczenia i namowy na start w 17 edycji kolarskiego ścigania).
Girl Power- każda uczestniczka wyścigu dostawała bransoletkę w prezencie
z łańcuchem- przypadek??? Nie sądzę...

Mogłabym pisać i pisać o tej przygodzie. Każda chwila była na miarę złota, mogłabym opowiadać godzinami jak wyprzedzali mnie kolejni zawodnicy, jak próbowali pomóc i dać wskoczyć na koło, co w głowie mi się rodziło przy każdym obrocie korbą, ale szanuję Wasz czas i wasze oczy (ciekawe czy był tam z nami okulista???).
Czy pojadę do Bychawy za rok ??? Pojadę- tylko zabiorę ze sobą spinkę do łańcucha.
Mistrzowskie przygotowanie imprezy
Szosowe jasne i Szosowe pełne

P.S.
Krzysztofie dziękuję, że tak "racjonalnie dawkowałeś prawdę"😍.
Gdybyś mi powiedział, że to jest prawdziwe ściganie, że nie ma to tamto, to nigdy bym nie przyjechała i ominęłaby mnie epicka impreza w doborowym kolarskim towarzystwie.

4 komentarze:

  1. Swietny artykuł. Czyta się rewelacyjnie. Bardzo lekkie pioro. Dozobaczenia za rok ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za tak miłą opinię, aż chce się pisać dalej. Oczywiście nie mogę się doczekać 17 MPLKS :)

      Usuń
  2. Genialnie napisana i prawdziwa relacja. Gdy za rok pojedziesz z taką fantazja i lekkością z jaką piszesz, to cieszę się, że jestem w innej grupie.
    Do zobaczenia za rok!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) nogę mam ciężką więc z tą lekkością jady może być różnie :)

      Usuń