Napisałam maila do organizatorów MPLKS, że chcę startować ale z koleżanką nie-lekarką. Tak Ola znalazła się na liście startowej PK. Grażyńskość moich poczynań na szosie nie dawała mi spokoju, więc postanowiłam zadzwonić do Krzysztofa- organizatora, żeby dopytać o szczegóły. Tak mnie omamił, tak namawiał, tak przekonywał że będzie fajnie, że 14.06.2019 r zaparkowałyśmy pod budynkiem Internatu Technikum Pszczelarskiego w Pszczelej Woli (tam była baza wyścigu).
Baza wyścigu- wiedzieliście, że jest taka szkoła?? Ja oczywiście musiałam poczytać o tym miejscu, ale jestem pod wrażeniem. |
Nie zdążyłyśmy na 10 Czasówkę Roberta. Może to i dobrze, bo gdybyśmy zobaczyły jak to na prawdę wygląda, to wsiadłybyśmy do auta, wbiły wsteczny i uciekły z piskiem opon udając, że nigdy nas tam nie było...
Czy to będzie szczęśliwy dzień? |
Grażyna czy ty wiesz, gdzie się pchasz??? |
Ale zostałyśmy i rano po śniadaniu pojechałyśmy na linię startu w Bychawie- Leśniczówce.
Po wyjęciu rowerów z auta potrzebowałyśmy pomocy w napompowaniu dętki Oli i przykręceniu przedniego koła Grażyny. Powinnam się zorientować, że to nie będzie piknik kolarski w momencie, gdy pomocny doktor kolarz wyrzucił Oli taką czarną nakrętkę na wentyl, uważając że jest trzepacka.
Idealny moment żeby wyjść po angielsku z imprezy. Ale nie...
Gotowi...Do startu... |
Nadchodzi godzina 0. Ustawia się pierwsza grupa na start (jadących 3 okrążenia). STOP!!! Czekamy na karetkę. Cały peleton lekarzy, ale bez karetki nie ruszymy. Wszyscy czekają, grzeją mięśnie, chłodzą głowy, żar leje się z nieba i nagle BUCH!!!
- To mój bidon- krzyczę- mam gazowaną wodę!
Podchodzę bliżej... Co ja paczę😱 - Ola to jednak Twoja opona, wybuchła Ci dętka.
Nie minęła sekunda jak z pomocą przybiega do nas Chirurg Naczyniowy o niezwykle sprawnych dłoniach i w mgnieniu oka Ola ma już sprawny rower. Czy to był znak??? Ostrzeżenie??? Nie wiem, nie zauważyłyśmy... Nadal z uporem maniaka chcemy wystartować.
Nigdy nie ustawiaj się na samym końcu grupy startującej!!! |
Pierwsza tura ruszyła. 5 minut później my - 2 kółkowi, a 5 minut po nas- 1 kółkowi. No i tu następuje totalne zderzenie z rzeczywistością, tu nie ma luzu, tu jest pełna petarda, po pierwszych 20 metrach z peletonu to tylko kurz mogłam wdychać.
Sezon na rzepak minął- teraz czas na maki |
Prosta- dalej ich widzę, przede mną podjazd- widzę, zjazd- już nie widzę... Zostałam sama, bez widoków na przyszłość. Temperatura chyba ze 100 stopni, asfalt płynie szerokim strumieniem, a ja właśnie się zorientowałam, że jadę pod wiatr- no extra. Co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Jedziesz, im szybciej tym bardziej wieje, to chociaż się schłodzisz.
Pierwszy raz na tej trasie, pierwszy raz na wyścigu kolarskim, pierwszy raz w takim upale- taka aktywność. Ludzie mawiają, że pierwszy raz boli- ale żeby aż tak?!?! Teraz to nawet nie ma jak stąd uciec i tak muszę dojechać do mety, a Ola ma klucze do auta. To jadę- mielę i mielę, kółka się kręcą, raz z górki a raz pod górkę, w głowie gotuje mi się zupa z móżdżku, a ja sprawdzam czy kilometry mi się w dobrą stronę naliczają czy na wstecznym już jadę.
Po drodze dopada mnie fotograf wyścigu- wszystkie ręce na pokład(!!!), fotka z imprezy musi być dobra, trzeba wyglądać na wypoczętą.
Puki co łapię kilometry dodatnie i tak wpadam na punkt żywieniowy, pobieram wodę i cisnę na drugie okrążenie. Teraz następuje przejście w inny wymiar- takie kolarskie ZEN. Każdy kilometr zbliża mnie do mety, każdy podjazd będzie cieszył zjazdem, wiem kiedy odpuścić a kiedy przycisnąć, woda jest, siły są... PODJAZD!!!
Tylko bez nerwowych ruchów, zrzucam przerzutkę, cisnę w korbę i... ŁAŃCUCH MI SIĘ SKOŃCZYŁ...Czas się zatrzymał, rower też, a ja z nim... Patrzę w dół a łańcuch jak czarna mamba wije się za mną... Koniec...
Łańcuch- chodź nie wygłupiaj się!!! Jeszcze nie skończyłam wyścigu |
Zmieniam konkurencję na Duathlon, z Baranem w ręce i łańcuchem na ramie idę w kierunku najbliższych strażaków. Tacy strażacy, to są strażacy- wrzucili mój rower na pakę, mnie do szoferki i odwieźli na metę. W taki oto sposób osiągnęłam kolejny poziom zgrażynienia😂
Duathlon po Grażyńsku 42 km szosą a potem pieszo z szosą |
Leżąc na trawie obserwowałam finiszujących zawodników i czekałam na Olę, która dzielnie kręciła ostatnie kilometry.
Ola na 76 kilometrze szczęśliwa dociera do mety |
Po wszystkim, wieczorem odbyło się podsumowanie, wręczenie nagród, impreza i tańce.
Podium jakie jest każdy widzi |
Girl Power- każda uczestniczka wyścigu dostawała bransoletkę w prezencie z łańcuchem- przypadek??? Nie sądzę... |
Mogłabym pisać i pisać o tej przygodzie. Każda chwila była na miarę złota, mogłabym opowiadać godzinami jak wyprzedzali mnie kolejni zawodnicy, jak próbowali pomóc i dać wskoczyć na koło, co w głowie mi się rodziło przy każdym obrocie korbą, ale szanuję Wasz czas i wasze oczy (ciekawe czy był tam z nami okulista???).
Czy pojadę do Bychawy za rok ??? Pojadę- tylko zabiorę ze sobą spinkę do łańcucha.
Mistrzowskie przygotowanie imprezy Szosowe jasne i Szosowe pełne |
P.S.
Krzysztofie dziękuję, że tak "racjonalnie dawkowałeś prawdę"😍.
Gdybyś mi powiedział, że to jest prawdziwe ściganie, że nie ma to tamto, to nigdy bym nie przyjechała i ominęłaby mnie epicka impreza w doborowym kolarskim towarzystwie.
Swietny artykuł. Czyta się rewelacyjnie. Bardzo lekkie pioro. Dozobaczenia za rok ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za tak miłą opinię, aż chce się pisać dalej. Oczywiście nie mogę się doczekać 17 MPLKS :)
UsuńGenialnie napisana i prawdziwa relacja. Gdy za rok pojedziesz z taką fantazja i lekkością z jaką piszesz, to cieszę się, że jestem w innej grupie.
OdpowiedzUsuńDo zobaczenia za rok!
Dziękuję :) nogę mam ciężką więc z tą lekkością jady może być różnie :)
Usuń