wtorek, 13 listopada 2018

Jak uratowałam Święto Niepodległości

Czyli co by było, gdybym nie była Kolarską Grażyną???
Stulecie Niepodległości, a ja nie mam pomysłu jak to "obejść"... na marsz nie pójdę, bo tam tłumy będą, a ja nie lubię ciasnoty...Za to na Fejsie pojawiła się propozycja przejechania 100km na szosie razem z kolarzami z grupy IC Katowice. Zapowiadane tempo to 30km/h. Myślę sobie "a co tam spróbuję, najwyżej odpadnę w trakcie."
Do tego udało mi się namówić Olę na przejażdżkę, więc czego chcieć więcej.
Wystartowałam z wielkim hukiem, bo rozbiłam bagażnik rowerowy o skrzynkę elektryczną- lampa i taki plastik trzymający rower do wymiany😕
No... ale Niepodległość czeka, trzeba jechać na linię startu. Gdy docieramy na ul. Mickiewicza w Katowicach już wiem, że to nie będzie "żabka turystyczna".
Zanim ruszymy...
Było kilka miłośniczek jazdy na szosie

Sądziłam, że kolarze to tacy dżentelmeni w lycrze... że to będzie kolarski "bon ton"... ale testosteronu nie oszukasz... po starcie czułam tylko powiew powietrza, poruszanego przez kolarzy wyprzedzających mnie na pierwszej prostej...
Światła!!! Byle zdążyć na zielonym!!!
Jak pomyślałam tak też się stało... Czerwone... Wóz policyjny... STOP!!!
Przebieg naszej trasy,
troszkę się nie pokryła z zakładaną przez organizatora

Dalej musimy sobie radzić same. Ale przecież mamy ROUTEa... a to jest w moich rękach broń niebezpieczna... i już przy pierwszym skrzyżowaniu zamiast prosto, jedziemy w lewo, dzięki temu mamy dodatkowe kilometry w kołach.
Po drodze Ola musi zaprzyjaźnić się z pompką rowerową, więc mam czas na foteczkę.
Giszowiec

W sumie to dobrze, że się oderwałyśmy od grupy, mogę robić zdjęcia i myśleć o niczym... czasem sprawdzając, czy jesteśmy na wyznaczonej trasie😂😂😂
Kolarski zaciesz

Jedziemy na luzaku... a tu w oddali - patrzę i widzę - ktoś stoi na poboczu... Pierwsza myśl lekarza-kolarza? "Pewnie źle się czuje, trzeba będzie ratować, a ja nie mam nawet plastra, co dopiero apteczki".
Podjeżdżam bliżej a tu kardiologicznie zadowolony, sympatyczny, przystojny Kolarz... To zagadam (rower potrafi człowiekowi w głowie namieszać, generalnie nie lubię poznawać nowych ludzi, nie rozmawiam z obcymi, a od kiedy jeżdżę na szosie ciągle kogoś poznaję...).
Więc zagaduję "Cześć, potrzebujesz czegoś?" , a On mi odpowiada "że nie, bo złapał panę i zadzwonił po taksówkę, żeby go ściągnęła z trasy..."
Tu mój przebiegły umysł wymyślił plan, że oddam koledze moją zapasową dętkę (tak się składało że pasowała😊- a jakbym jeździła na szytkach, albo mleku to bym nie uratowała sytuacji), On odwoła taksówkę i zamiast skończyć przygodę na 15 kilometrze, będzie mógł jechać dalej.
Tak uratowałam Święto Niepodległości- Dawida!!! I już jeden schodek bliżej😇 kolarskiego nieba.
Dawid stwierdził, że w sumie to może z nami kontynuować przejazd... i tak z dwóch typek na kolarzówce, zrobiła się z nas "Trójka Drombo"... 

Pełen profesjonalizm
Autor zdjęcia: Dawid
 
Lubię to...
Dotarliśmy do Pszczyny przed 14:00, po drodze gubiąc trop kilkakrotnie... Kawka na rynku (dokładnie rok temu na Kubie za majtki zjadłam Pizzę😉, w tym roku za dętkę wypiłam kawę, boję się co będzie w przyszłym roku😨) i opracowanie planu powrotu, przed zmrokiem... bo  oczywiście nie zabrałam ze sobą świateł, mało tego Oli powiedziałam, że jej też są niepotrzebne...
Baranek odpoczywa a Grażynka pije kawę...
z mlekiem😁😁😁

Dobrze, że Dawid chciał z nami kontynuować wyprawę i narzucił tempo i przebieg trasy... Do tego głupio nam było jojczyć i narzekać nowo-poznanemu chłopakowi, więc jechałyśmy w ciszy.
Tylko raz - po cichu - powiedziałam do Oli, że nie wiem co ten rower ze mną zrobił, ale nie wiem gdzie jestem, jadę za obcym kolesiem i jeszcze się z tego cieszę.
Niepokojące było to, że robiło się coraz ciemniej, a my byliśmy dopiero w Mikołowie (na liczniku ponad 90km), wtedy też zorientowałam się, że cały czas jadę w ciemnych okularach, gdy je zdjęłam zyskaliśmy znacząco na czasie.
Koniec 

Wiktoria rzucająca wieniec-
symbol zwycięstwa...
Przypadek??? 

Z ostatnim promykiem słońca dotarliśmy do Katowic, ze 112km na liczniku. Mamy 12 rocznic odzyskania niepodległości w zapasie. Na 113 rocznicę wezmę światła rowerowe 😉.
To był emocjonujący dzień. Dawid okazał się być bardzo sympatycznym i ciekawym chłopakiem o zdrowym podejściu do jazdy na szosie... Poza tym powiedział, że mam problemy z szybkimi zjazdami z górki bo jestem szczuplutka!!!! (no zna się chłopak na kobietach). Po raz kolejny życie udowodniło mi, że poznawanie nowych ludzi nie jest takie złe...
Rynek w Pszczynie

A Święto Niepodległości?
Każdy przeżywał to na swoją nutę... po drodze spotkaliśmy wiele grup rowerowych, motocyklistów, biegaczy i spacerowiczów z flagami i bez. Najważniejsze by każdy choć na chwilę się zatrzymał i pomyślał, że o tą WOLNOŚĆ Polacy walczyli i umierali, więc nie wolno nam tego zmarnować.
Jak powiedział mi kiedyś na pożegnanie pan z WKU... Życzę Pokoju...
A w domu chłopcy czekali na mnie z kolacją...
Ja to mam szczęście 😍

2 komentarze:

  1. Jasne że szczęściara, w końcu nie na darmo urodzona 13 w piątek, wiedziałam co robiłam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś w tym jest... Całe życie niby pechowo a jednak szczęśliwie :) Myślę że to zależy od sposobu patrzenia...

    OdpowiedzUsuń