Sobotni poranek, wszyscy śpią a ja po cichu zbieram się żeby wyjść i pojeździć na szosie. Ponieważ przyjechałam z chłopcami do moich rodziców, mam niebywałą okazję pojechać w kierunku Ślęży (to chyba najpopularniejszy kierunek na wycieczki rowerowe w mojej okolicy). Kiedyś siedząc przed komputerem i trenując planowanie tras na Stravie ułożyłam 130km przejazd wokół Ślęży.
Jak już pewnie Wam wiadomo jestem specem od trzymania się zaplanowanej trasy i tak było w tym przypadku😉
Palny |
Rzeczywistość |
Klasyk- białe krawężniki i pnie drzew malowane do połowy na biało Coraz rzadziej spotykany widok |
Relikt przeszłości |
Już na staracie postanowiłam zacząć od drogi którą miałam wracać. Założenie na ten wyjazd było takie, że co 30km przerwa... żeby się nie zajechać. A tu po 30-stce nie było gdzie usiąść, potem był przystanek ale będzie śmierdziało, potem może nie śmierdzi ale wieje wiatr (babie nie dogodzisz), tak dojechałam do 60km i usiadłam na przydrożnym przystanku PKS, postanawiając że nie jadę do końca tylko skrótem przecinam do drogi powrotnej.
Nie tak miało być... A może jednak tak??? |
Jako miłośnik "skrótu przez wydłużenie" docieram do Sobótki (do której dojechać nie miałam). Skoro dojechałam to szkoda się wracać, więc kieruję mojego Baranka na Przełęcz Sulitrowicką. Raz z górki raz pod górkę i jest.
Kusi zjazd w dół, więc dałam się namówić i pojechałam spotykając po drodze jedną i jedyną kobietę na szosie- pozdrowiłyśmy się serdecznie i każda pojechała w swoją stronę. Na końcu zjazdu okazało się, że jestem na przystanku na którym postanowiłam, że czas wracać do domu😋
Gdybym nie zboczyła z trasy, nigdy nie zobaczyłabym tak pięknego a jednocześnie tak zrujnowanego miejsca |
Byle przed siebie... |
To wracam... Bardzo chciałam jechać przez Strzelin- nie lubię jeździć w te i na zad tą samą drogą, a poza tym taki był pierwotny plan, a ja lubię trzymać się planu!!!
Zatem wybieram drogę na skośkę i tu dopadają mnie "kocie łby"😸- ulubiona nawierzchnia Kolarskiej Grażyny... ależ mi to dupsko obiło...
Strzelin |
W Strzelinie mając 95km na liczniku musiałam zrobić dłuższą przerwę na bułkę słodką z serem (przez niektórych zwaną drożdżówką z serem). Sprawdziłam GPS i oceniłam parę w nogach- dojadę. Tak jechałam, że trafiłam na drogę którą zaczynałam dzisiejszą przygodę, żeby zmodyfikować trasę-w Witowicach skręciłam w prawo a tam... "kocie łby"😂
W Dolnym Śląsku najbardziej lubię nieoczywistość Gdy skończyły się "kocie łby" za Witowicami dojechałam do tak uroczego hoteliku na uboczu |
Trzeba jechać... Gdy byłam w ostatniej wiosce przed Osiekiem- w Niemilu- usiadłam na przystanku i zaczęłam zastanawiać się "czy dojadę?". Na liczniku ponad 115km, w nogach jakby ponad 150km (były podjazdy i jazdy pod wiatr) a w tyłku "kocie łby" jeszcze echem się odbijają.
Znowu wyciągam GPS- pokazuje że jeszcze 11min jazdy- to nawet wstyd zadzwonić, żeby mnie zgarnęli z drogi.
Dojechałam do domu po 120km i ponad 5 godzinach jazdy, a Tata-Sołtys pyta "co tak długo Cię nie było?"😭
Lubię jazdę w samotności... myślę o tym co było, o tym co będzie... gdzie jeszcze mnie poniesie i gdzie już byłam...
Dolnośląskie drogi |
Długie, płaskie... |
I po horyzont |
Kiedyś nie potrafiłam przebywać sama ze sobą... trzeba siebie polubić, żeby móc być samemu ale nie samotnym na trasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz