niedziela, 5 maja 2019

Jak Góra nie chce przyjść do Grażyny, to Grażyna do góry przyjedzie...

Co tu dużo mówić "Długi majowy weekend" mija, a ja przebimbałam go jak nigdy😳. Zwykle mam przygotowane kilka wariatów wycieczek, podróży, zwiedzań i aktywności, w razie pogody i niepogody lub dodatkowych czynników sprzyjających bądź nie.
Wszędzie kwitnący rzepak, romantycznie, widowiskowo, czasami aż mdło od zapachu słodyczy.
A w tym roku- NIC. Coś tam po głowie mi chodziło, ale Ogry nie zgadzały się z moimi pomysłami-krzyczeli, że ograniczam ich wolność, że też mają prawo do długiego weekendu i odpoczynku, że w góry to tylko w wakacje się jeździ a na rower nie bo pada... Generalnie byli na NIE. A ja nie miałam parcia, więc tak czas leciał, aż tu nagle sobota 04.05.2019r.
Jechałam drogami, których nawet nie miałam okazji pokonać autem.
Rower daje niesamowite możliwości dotarcia w miejsca, o których nie miało się pojęcia.

Przydrożna kapliczka, musi być.

Długie proste, lubię to

Otwieram oczy- słońce, otwieram okno- ciepło, ruszam głową- szyja już nie boli (a bolała i to fest, jednak plastry z kapsaicyną i diclofenac potrafią czynić cuda😷), nie ma lipy- trzeba jechać. To jadę... 
Góra Świętej Anny wzywała mnie już od dawna, ale jakoś się nie składało żeby tam pojechać. Na Stravie miałam zapisaną ścieżkę, ale zawsze było jakieś ale...
Banan mocy.
60 km może nawet trochę więcej, przyda się doping.

"Stróżu mój miły racz wspierać me słabe siły"
Trafione w punkt. 

"Św. Marek Ewangelista
Ty nam dasz urodzaj złoty, my Ci damy trudy i poty"
Kapliczki kolarzy???

To ruszam, pełna obaw, że nie podołam wyzwaniu, że wymięknę w trakcie, że sama (a przecież najbardziej lubię jeździć sama), że zmarznę, albo że ubrałam się za ciepło, że to, że sramto... Ale pojechałam...
Zapis ze Stravy. 

Pan Mąż też chciał coś pojeździć to umówiliśmy się, że ja jadę na Górę a On z chłopakami mnie stamtąd odbierze, dzięki temu zostanie jeszcze czasu, żeby pojechał w las.
Serwis!!!

Generalnie trasę poprowadziłam między wioskami Śląska i Opolszczyzny tak żeby na końcu dojechać do Klasztoru na Górze Św. Anny. Tempo nie było zawrotne, choć odcinkami pozwalałam sobie na szybszą jazdę. Kilka przerw na foteczki- ile tam było kapliczek po drodze??? Kapliczkowy raj Grażyny- na górze to już cała kalwaria była okapliczkowana, na pewno tam wrócę.
Ciekawe miejsce. Tyle na Górze jest do zobaczenia, że muszę tam pojechać jeszcze raz i pochodzić na spokojnie.


Co to jest wierzchołek tufu wulkanicznego?

Podjazd Aleją Czereśniową nastraja do przemyśleń, momentami nie przystających do miejsca kultu religijnego, ale żadne nie zostały wypowiedziane na głos. Umierałam i rodziłam się na nowo (mimo, że już gorsze podjazdy robiłam, ale nigdy na końcu ponad 70km trasy).  To podjazd w stylu-podnosisz głowę i myślisz- eeee luz, nie ma dramatu. Jedziesz i myślisz- czy to się kiedyś skończy? Dojeżdżasz na miejsce, podnosisz głowę i myślisz- co?!?! tam nie wjadę!!! Po czym wjeżdżasz i -jesteś ZWYCIĘZCĄ!!!!
Koniec💪

Zadanie wykonane.
Finish ostro w górę...Na miejscu czeka wóz techniczny z kierowcą i dwoma mechanikami... I słyszę "Mama!!! Jednak dojechałaś, dałaś radę. A myśleliśmy, że Ci się nie uda". Najważniejsze to czuć wsparcie bliskich... Potem dodali, że należy mi się kawa z lodami, nie musieli mnie długo namawiać.
Drużyna G
Mąż entuzjazm poziom ekspert.

Kolarze piją czarną. Grażyna pije z mlekiem.
Tak zakończyłam mój kolarski dzień wyrwany z długoweekendowego marazmu. Nie wiem dlaczego tak się bałam pojechać, przecież to nie był mój pierwszy raz. Najtrudniej jest wyjść z domu, potem to jakoś będzie. Wyjdźcie z domu...


4 komentarze:

  1. Święta prawda, najtrudniej wyjść z domu, potem to jest fajnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie brak entuzjazmu, tylko ujęcie niekorzystne ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń