Co tu dużo mówić "Długi majowy weekend" mija, a ja przebimbałam go jak nigdy😳. Zwykle mam przygotowane kilka wariatów wycieczek, podróży, zwiedzań i aktywności, w razie pogody i niepogody lub dodatkowych czynników sprzyjających bądź nie.
|
Wszędzie kwitnący rzepak, romantycznie, widowiskowo, czasami aż mdło od zapachu słodyczy. |
A w tym roku- NIC. Coś tam po głowie mi chodziło, ale Ogry nie zgadzały się z moimi pomysłami-krzyczeli, że ograniczam ich wolność, że też mają prawo do długiego weekendu i odpoczynku, że w góry to tylko w wakacje się jeździ a na rower nie bo pada... Generalnie byli na NIE. A ja nie miałam parcia, więc tak czas leciał, aż tu nagle sobota 04.05.2019r.
|
Jechałam drogami, których nawet nie miałam okazji pokonać autem. Rower daje niesamowite możliwości dotarcia w miejsca, o których nie miało się pojęcia. |
|
Przydrożna kapliczka, musi być. |
|
Długie proste, lubię to |
Otwieram oczy- słońce, otwieram okno- ciepło, ruszam głową- szyja już nie boli (a bolała i to fest, jednak plastry z kapsaicyną i diclofenac potrafią czynić cuda😷), nie ma lipy- trzeba jechać. To jadę...
Góra Świętej Anny wzywała mnie już od dawna, ale jakoś się nie składało żeby tam pojechać. Na Stravie miałam zapisaną ścieżkę, ale zawsze było jakieś ale...
|
Banan mocy. 60 km może nawet trochę więcej, przyda się doping. |
|
"Stróżu mój miły racz wspierać me słabe siły" Trafione w punkt. |
|
"Św. Marek Ewangelista Ty nam dasz urodzaj złoty, my Ci damy trudy i poty" Kapliczki kolarzy??? |
To ruszam, pełna obaw, że nie podołam wyzwaniu, że wymięknę w trakcie, że sama (a przecież najbardziej lubię jeździć sama), że zmarznę, albo że ubrałam się za ciepło, że to, że sramto... Ale pojechałam...
|
Zapis ze Stravy. |
Pan Mąż też chciał coś pojeździć to umówiliśmy się, że ja jadę na Górę a On z chłopakami mnie stamtąd odbierze, dzięki temu zostanie jeszcze czasu, żeby pojechał w las.
|
Serwis!!! |
Generalnie trasę poprowadziłam między wioskami Śląska i Opolszczyzny tak żeby na końcu dojechać do Klasztoru na Górze Św. Anny. Tempo nie było zawrotne, choć odcinkami pozwalałam sobie na szybszą jazdę. Kilka przerw na foteczki- ile tam było kapliczek po drodze??? Kapliczkowy raj Grażyny- na górze to już cała kalwaria była okapliczkowana, na pewno tam wrócę.
|
Ciekawe miejsce. Tyle na Górze jest do zobaczenia, że muszę tam pojechać jeszcze raz i pochodzić na spokojnie. |
|
Co to jest wierzchołek tufu wulkanicznego? |
Podjazd Aleją Czereśniową nastraja do przemyśleń, momentami nie przystających do miejsca kultu religijnego, ale żadne nie zostały wypowiedziane na głos. Umierałam i rodziłam się na nowo (mimo, że już gorsze podjazdy robiłam, ale nigdy na końcu ponad 70km trasy). To podjazd w stylu-podnosisz głowę i myślisz- eeee luz, nie ma dramatu. Jedziesz i myślisz- czy to się kiedyś skończy? Dojeżdżasz na miejsce, podnosisz głowę i myślisz- co?!?! tam nie wjadę!!! Po czym wjeżdżasz i -jesteś ZWYCIĘZCĄ!!!!
|
Koniec💪 |
|
Zadanie wykonane. |
Finish ostro w górę...Na miejscu czeka wóz techniczny z kierowcą i dwoma mechanikami... I słyszę
"Mama!!! Jednak dojechałaś, dałaś radę. A myśleliśmy, że Ci się nie uda". Najważniejsze to czuć wsparcie bliskich... Potem dodali, że należy mi się kawa z lodami, nie musieli mnie długo namawiać.
|
Drużyna G Mąż entuzjazm poziom ekspert. |
|
Kolarze piją czarną. Grażyna pije z mlekiem. |
Tak zakończyłam mój kolarski dzień wyrwany z długoweekendowego marazmu. Nie wiem dlaczego tak się bałam pojechać, przecież to nie był mój pierwszy raz. Najtrudniej jest wyjść z domu, potem to jakoś będzie. Wyjdźcie z domu...
Święta prawda, najtrudniej wyjść z domu, potem to jest fajnie :)
OdpowiedzUsuńTylko trzeba dobrze wyjść z progu :)
UsuńNie brak entuzjazmu, tylko ujęcie niekorzystne ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń