niedziela, 21 lipca 2019

Kobiece szczytowanie - epizod drugi

Projekt zdobywania Korony Gór Polskich w kobiecym składzie, narodził się jakiś czas temu, pierwsze wyjście miałam okazję przedstawić Wam w poście Promieniuj szczęściem. Teraz czas na kolejne i obiecuję, że będą następne...
Gotowa do wyjazdu
Ahoj przygodo...
Jako samozwańczy kierownik wyprawy wyznaczyłam przebieg naszej górskiej penetracji w okolicach Gór Sowich- Wielka Sowa i Kamiennych- Waligóra.  Ruszyłyśmy w wiadomym nam kierunku, w odstępach czasowych, niekrzyżującymi się drogami, tak żeby nikt nie dowiedział się gdzie zmierzamy i dokąd idziemy😂 (tajemnicze jak Sfinks).
Od lewej Marlena, Ja, Asia, Ala, Ania
Ja i Ala ( w grupie zwana AliExpress) docieramy do bazy pierwsze, zakładamy obóz, dogadujemy się z kucharzem a następnie zabieramy się za zakładanie poręczówek. W tym czasie dociera Marlena (która zawsze ma rację 😀) i pomaga nam w rozkładaniu depozytów (tlen, żywność, płachty biwakowe). Zatem można rozpocząć procedurę aklimatyzacyjną... Niestety troszkę mnie wykończyła i nie dotrwałam do przyjazdu Asi i Ani (które dzielnie walczyły z rakiem do 21:00 w naszej Stacji Matce).
Przyłapana... Co to za kierownik, który nie przywitał wszystkich członków wyprawy???

Wiadomo w górach trzeba być profesjonalnym, wstajemy z pierwszym promykiem słońca kawka, śniadanko, kawka i o 11:00 ruszamy z Przełęczy Jugowskiej w kierunku Wielkiej Sowy.

Jedna kawa to stanowczo za mało

Przygotowania do wyjścia trwają 
Po przejściu kilkuset metrów zaliczamy pierwsze załamanie pogody i biwak pod drzewem. Kiedy tylko przestało padać wróciłyśmy na szlak. Po drodze jeszcze miałyśmy okazję trafić na deszcz, grad i burzę, ale strefa bufetu z czekoladą studencką wynagrodziła nam te niedogodności.
Chwila nieuwagi, a my już jesteśmy na szczycie... Co tu dużo mówić... Malizna...
Góry Sowie

Dyskusje o życiu??? 

Droga na szczyt nie zawsze jest przyjemna
Paulo Coelho???

Wielka Sowa i dwie małe sówki

I po szczytowaniu
"Najgorzej jak się babie zachce jeszcze raz"
- To może pójdziemy na Sokolicę?- zapytała Marlena.
- To idźmy.
Jak powiedziały tak zrobiły. Szkoda tylko, że jeśli wydawało nam się, że będzie łatwo, to tak nie było. Zaczęło się od wyboru szlaku na ten zacny szczyt. I uwierzcie mi jeśli są dwa szlaki do wyboru to my wybierzemy ten zły... Bo szlak na Sokolec to nie to samo co szlak na Sokolicę!!! Na szczęście czujność Grażyny Orientu (w końcu lata się po lesie z mapą i kompasem) pozwoliła nam na wycofanie się z godnością i powrót na właściwą drogę życia.
Czyżby zbierało się na deszcz?

Sokolica 915 m n.p.m.

O tych suptutach będą krążyć legendy wśród przyszłych pokoleń
Ale to nie wszystko- bo jeśli któraś z nas miała jeszcze suche buty, to już nie!!! Woda nalewała nam się od góry, nawet stuptuty-Karakorum, które dumnie nosiła Asia nic nie dały. No ekstra...
Właśnie szczytujemy- drzewo jest, tabliczka jest, szczyt jest, niedosyt pozostał.
Powrót
Aura sprzyja

Strefa chmur

Taras widokowy- w tle góra Ślęża😂

Droga powrotna, bez niespodzianek i bez widoków, doprowadziła nas do punktu wyjścia. Patrzę na zegarek a tam spalonych 750 kcal 😱 a zeżarłam 2000. Na kolację idziemy pieszo!!!
"A Marlena mówiła, jedźmy autem"
Po długim poszukiwaniu miejsca do jedzenia trafiłyśmy do Gościńca Sudeckiego w Głuszycy- powiem tak- nie idźcie tą drogą.
Perełka Głuszycka- piękne, ale nie do kupienia...

Jeśli ktoś Ci podaje jedzenie w korycie- wiedz, że będzie źle.

Piękne, teraz już takich ie robią.

Za to ta perełka jest do kupienia...
Po kolacji głodne i spragnione znalazłyśmy Klubokawiarnię REDUTA ( to miejsce warto odwiedzić- było czysto, miło i pysznie). Trzeba wrócić do bazy- przed nami niedzielne wejście na Waligórę.

Czyżby padało???
Czy ja mówiłam, że padało na Wielkiej Sowie??? Tylko mi się wydawało... W drodze powrotnej tak nam dolało, że nawet gacie były mokre (w przeciwieństwie do kolarstwa, to w góry ubieramy majtasy 😂). A mogłyśmy jechać autem...
"Na zlecenie lekarza"
Bojąc się zemsty dzika z gulaszu w Gościńcu, musiałyśmy zastosować odkażanie od wewnątrz, miałyśmy tylko wino a Octeniseptu pić nie wolno... Co zrobisz, jak nic nie zrobisz? Zdrowie najważniejsze...
Przygotowania do niedzielnego wyjścia
Niedzielę zarezerwowałyśmy dla Waligóry. Chłopak nas troszkę zaskoczył, bo miał być łatwy, a stawiał opór, w postaci pionowej ściany pokrytej korzeniami, kamieniami i błotem.
Czy można się długo opierać urokowi 5 przesympatycznych, pięknych i niezwykle uroczych lekarek??? Oczywiście, że nie. Zdobyłyśmy go!!!
Nie jest łatwy


 


Andrzejówka
Żeby przedłużyć czas w górach, zatrzymałyśmy się w Andrzejówce na naleśniki. Nadszedł jednak moment rozstania i każda pojechała w swoją stronę. Marlena do Kielc, Ania do Krakowa a Asia z Alą do Katowic. A ja???
Pojechałam szukać inspiracji do kolejnego wyjścia. Jechałam, a na plecach czułam oddech Ślęży, która przykryta chmurami towarzyszyła mi w drodze. Czy to będzie nasze kolejne wyzwanie???
Motyw przewodni naszych babskich wypraw.
P.S.
Bardzo dziękuję dziewczynom za udostępnienie zdjęć z wyprawy. Marlena i Ala wzbogaciłyście mój post o duuuże walory estetyczne😘.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz