czwartek, 10 października 2019

Szczytowanie na mokro

"Kobiece szczytowanie" projekt, który zrodził się z potrzeby serca i miłości do gór kilku szalonych radioterapeutek. Konsekwentnie realizujemy założenie zdobywania Korony Gór Polskich. Tym razem padło na Skrzyczne (1257 m n.p.m.).
Tak właśnie tam było...
Do tej pory wyprawy były przygotowywane w himalajskim stylu (baza, depozyt, obozy 1-4, tlen, plan zdobywania szczytu😅). W Szczyrku dałyśmy się ponieść fantazji i postanowiłyśmy zrobić coś szalonego- wyjdziemy na spontanie. Przy śniadaniu zapadła decyzja, od której strony zaatakujemy górę. Ponieważ prognoza pogody nas nie rozpieszczała i nie było perspektywy na okno pogodowe, wyskoczyłyśmy przed budynek ubrane jak na zimowe wejście- minimum na Mount Everest.
Marlena zabezpiecza tyły

Ja środek, a Ania, Asia i Ala cisną z przodu.

Tunel czasu
po jego przekroczeniu już nic nigdy nie będzie takie samo
Moja słabość, zaraz po kapliczkach.
Zanim minęło 30 minut drogi, przebrałyśmy się trzy razy... leginsy+spodnie, same spodnie, bluza+kurtka+foliatex, folia bez kurtki, kurtka bez bluzy. Myślę, że Przybysze z Matplanety mięliby nie lada wyzwanie w obliczeniu liczby się naszych kombinacji w doborze odzienia. W końcu rozpadało się na dobre i wiadomo było, że czego nie ubierzemy to i tak będzie źle... Tym samym mamy jeden problem z głowy... Możemy iść dalej...
Najważniejsze to otaczać się...

...ludźmi, równie szalonymi jak...

...TY, wtedy norma nabiera innego znaczenia.
Ponieważ drogę wytyczyłyśmy przez Malinowską Skałę miałyśmy przed sobą 4,5 godziny marszu w deszczu, mgle i chłodzie. A że jesteśmy twarde babki, nie dałyśmy się zgonić ze szlaku do domu. I ku naszemu zdziwieniu nie byłyśmy same na trasie.


Marlena w swoim żywiole 
Malinowska Skała

To zaskakujące, że ludzie nadal śmiecą w lesie...
 chyba nie przestanie mnie to zadziwiać...
Po drodze miałyśmy okazję na EKO-dobro i zgarnęłyśmy butelki porzucone przy szlaku, przez jakieś bezmózgie stworzenia. Już mamy jeden schodek do nieba...
Kaj to my pójdziemy?

I osiągamy szczyt 
Nie wiem czy to z zimna, czy braku możliwości na podziwianie widoków lub chęci na rozmowy, ale miałyśmy takie tempo, że do schroniska dotarłyśmy pół godziny przed zakładanym limitem czasu (tak jakby ktoś nam ten limit wyznaczył). No ale dobra... Jesteśmy w schronisku, a tam, pełno ludzi, nie ma gdzie usiąść... Tylko dziwne bo większość ubrana jak na niedzielny spacer do kościoła, a nie w góry, w ulewy dzień. Białe adidaski nieskalane błotem, kurteczka skórzana rozpięta pod szyjką... Schronisko też bardziej hotelowe niż górskie.
Piękne widoki.
Schronisko na szczycie.

Trenażer? Ktoś chętny pokręcić?
 Ponieważ profilaktyka odmrożeń kończyn jest niezwykle istotna, zamówiłyśmy ciepłe płyny w schroniskowej kuchni i  grzejąc się od wewnątrz posiedziałyśmy trochę, obserwując otaczających nas turystów.
Grzanie(c) od wewnątrz
Podczas schodzenia tajemnica czystego obuwia została rozwikłana, ponieważ okazało się, że działa kolejka na Skrzyczne. Tylko ciągle nie daje mi spokoju jedna myśl... Po co w deszczu jechać kolejką do schroniska otoczonego gęstą jak mleko mgłą, a potem zjechać też kolejką?
Kolejką na Skrzyczne???
Jest jesień, muszą być grzyby.
 Z drugiej strony, nie moja sprawa, ja idę w dół. Trasa troszkę mnie zaskoczyła stromizną, zwłaszcza, że jeszcze nie puściły mnie zakwasy z Silesia Race, a już dokładam następnych. Po prawie 2 godzinach znalazłyśmy się w Szczyrku.

META!!!
Gdy dotarłyśmy do naszego ośrodka Pan z recepcji tylko zapytał, czy nagrzać nam saunę? Nie czekając na odpowiedź poszedł ją uruchomić. Jak generalnie nie przepadam za siedzeniem w gorących pomieszczeniach, tak w tym dniu był to dla nas zabieg ratujący życie...
Na drugi dzień żadna z nas nie chciała nawet słyszeć o rozchodniaczku w górach. Zarezerwowałyśmy bilety do Browaru Żywiec i w ramach poszerzania wiedzy na tematy wszelakie, zapoznałyśmy się z historią browarnictwa na Ziemi Żywieckiej.
Tu zaczyna się Ż(y)
a nam kończy się W(yprawa)

Wejście do Muzeum
- trzeba rezerwować telefonicznie bilety!!!

Browar Żywiec zaopatruje się w wodę, która spływa po stokach Skrzycznego
i tak zamyka nam się ładnie w klamrę jesienne szczytowanie
Czy wiecie, że obecnie nr 1 na liście sprzedawanych piw zajmuje Piwo 0%, czyli moje ulubione (przypadek?)
Kiedy się rozstawałyśmy już powstawał plan zimowego wyjścia... Jakiego? Gdzie? Tego nie mogę zdradzić...
Narada przed zimowym wyjazdem
P.S.
Autorkami pięknych zdjęć są Marlena i Ala. Dziękuję dziewczyny😘

2 komentarze:

  1. Dzielne dziewczyny,tylko pozazdrościć wytrwałości bo komu by się chciało w deszcz wyruszać na szlak. Brawo

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mawiał Kukuczka "góra zapłacona, musi być zdobyta" jakoś tak to było...

    OdpowiedzUsuń