wtorek, 12 listopada 2019

Grażyna po drugiej stronie życia "Dia de los Muertos"

Moją wyprawę do Meksyku można podzielić na trzy etapy. Punktem przełomowym było Dia de los Muertos. W zasadzie to był cel nadrzędny, mojego przybycia do Meksyku. Druga część to wszystko co działo się w międzyczasie, a ostatnia to rower i wyspa Holbox. Nie wszystko na raz, zacznijmy od początku.
To ja i Sandra (autorka selfika) w wieczorowym makijażu.
Każdy, kto jedzie do Meksyku ma jakieś wyobrażenie o tym kraju, kulturze, kuchni, obrzędach i świętach, wykreowane na podstawie filmów, książek, zdjęć i doświadczeń innych podróżników.
Ja sama nie wiem co chciałam tam zobaczyć: Coco, Bonda czy Dziady? Wiem, że chciałam tam być i doświadczyć wszystkiego od zaplecza, tak jak to jest naprawdę. Dlatego na przewodnika po "tamtym świecie", na mojego "alebrijes" wybrałam Teresę "Tess" Chudecką (http://www.adventuretess.com/). To wschodząca gwiazda autorskich wypraw po świecie, oglądająca świat przez pryzmat muzyki, tańca, dwóch kółek (ale z innym napędem 😉) i tego co prawdziwe, a nie tego co Insta czy Fejsowe. Jeśli nie boisz się zderzenia z rzeczywistością, jedź na wyprawę z Tess!!! 
Tess przemawia
Od pierwszego dnia podglądaliśmy przygotowania do obchodów, ale przygotowania wersji dla turystów, lokalsi czekają na dusze zmarłych w domu, przy ołtarzykach (ofrendas). To święto rodzinne, podtrzymujące pamięć o tych, którzy odeszli. Ale mamy czasy jakie mamy i trochę komercji nikomu nie zaszkodzi, a można i na tym zarobić. Dzięki temu mogliśmy jeść ciastka (Pan de Muertos) i oglądać wystawy czaszek, La Catriny- która stała się symbolem śmierci, alebrijes- przewodników dusz po zaświatach, tańce, parady, ołtarzyki i pokazy. Wielokrotnie plany krzyżowała nam pogoda i deszcz rozganiał towarzystwo do pobliskich knajp i restauracji, w których również nie brakowało "ducha świąt".
Wystawa sklepowa
Każda czaszka inna

Moja ulubiona- ciekawe dlaczego?

Dzieło sztuki- musiała być zamknięta w skrzyni
Jeden z wielu "przewodników dusz"



Ta chyba powinna dawać do myślenia

Nie chciał się umówić na randkę
Woli szczuplejsze :)
Nie ma Święta Zmarłych bez wizyty na cmentarzu. Tutaj moje zaskoczenie było największe. Ja, wychowana w poszanowaniu dla przodków, zmarłych, mogił i grobów aż zaniemówiłam na widok meksykańskiej nekropolii. Zaniedbane groby, wszędzie śmieci, otwarte trumny i wystające kości... Szok!!! Ale to tylko mój szok, Meksykanie dbają o dusze zmarłych, o ich byt w zaświatach nie o to co pozostało po nich na ziemi. Czy to dobre? Nie oceniam... Ja byłam tam tylko gościem, w dodatku sama się wprosiłam.
Meksykański cmentarz

Są zadbane groby

Są też rozpadające się nagrobki
Mój ulubiony anioł

Widok którego się nie spodziewałam


Co do samego święta, które tak jak u nas przypada na 1-2 listopada, zdania są podzielone. Co, kiedy i jak? Który dzień ważny, a który ważniejszy? Zależy od tego kto pisze, mówi i czyta.
My mieliśmy okazję podróżować z Angelem i Marco, którzy będąc prawdziwymi Meksykanami pozwalali nam czerpać wiedzę u źródła.
Ołtarzyk w knajpie

La Catrina

La Catrina

Ozdobione patio na którym jedliśmy śniadanie w Puebli

Kolejny ołtarzyk

Ołtarzyk w bibliotece




1 listopada to dzień poświęcony Świętym i duszom zmarłych dzieci. 2 listopada to dzień Wszystkich Zmarłych czyli Dia de los Muertos, ten najważniejszy, kiedy czekają na odwiedziny dusz. Po to budują ołtarzyki i wyposażają je w ulubione potrawy i napoje bliskich zmarłych oraz ozdabiają tysiącami aksamitek (Flor de Muertos), żeby dusza wiedziała gdzie trafić w gościnę. Wszystko co robią jest poświęcone bliskim i dalekim duszom, a nie turystom i podglądaczom łowiącym fotki na bloga 😉(tak, tak, o mnie tu mowa).
Miejskie dekoracje



Ołtarzyk w Ogrodzie Botanicznym


Zombiak w restauracji

Ołtarz w fabryce meskalu (alkohol meksykański z agawy)

Nawet nasz "Bus de Muertos" (po wyprawie chyba mogę go tak nazwać)
 był przystrojony na okoliczność zbliżającego się święta.
To co udało mi się zobaczyć, poduczuć, dowiedzieć, pozwoliło mi odczarować kolejny mit i przekonanie o "jakimś funkcjonowaniu świata". Podróżuję po to, żeby zdejmować klapki z oczu, żeby patrzeć na świat trochę inaczej, szerzej, bardziej świadomie. Cieszę się, że tam byłam, że mogłam wziąć w tym udział osobiście, że mogę mieć na ten temat własne zdanie. Wiem, że to co widziałam to był mały wycinek Meksyku i Święta Zmarłych, ale jednocześnie wiem, że w świecie mediów widzimy mocno wykadrowaną rzeczywistość, która ma bardzo szerokie tło nadające smak, zapach, dźwięk i kontekst wydarzeniom.
Tańce na ulicy

Tańce na scenie
Chciałabym umieć tak wywijać kiecką
Podgląd na zaplecze przed występem.
Kiedy jechałam do Meksyku marzyłam o tatuażu z piękną, kolorową czaszką La Catriny na ramieniu. Wróciłam... Teraz wolałabym "Dziewczynę z Dziadów cz.2".

Na okoliczność Święta nawet wskoczyłam w sukienkę,
 żeby Grażyna-Catrina nie musiała się wstydzić.
P.S.
Jak zawsze na koniec moich podróży, dochodzę do wniosku, że Polska jest piękna. I my też mamy swoje obrzędy, tradycje i święta, które powinniśmy celebrować z odpowiednim namaszczeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz