wtorek, 18 września 2018

O tym jak Grażka poszła daleko w las...

Połowa Przejścia Kotliny Jeleniogórskiej
Nie pamiętam kiedy narodził się pomysł na udział w tak zacnej imprezie marszowej i skąd się dowiedziałam o jej istnieniu. Zapewne jak wszystko w moim życiu było to dzieło kontrolowanego przypadku. Jakieś nadprzyrodzone moce, los, lub łącze internetowe czuwały nade mną bo nie zdołałam zapisać się na całe przejście (134km). Musiałam zadowolić się połówką.
Bez potrzeby szczególnego proszenia i namawiania, na trasę wybrała się ze mną moja trenerka, motywatorka, towarzyszka szalonych sportowych przedsięwzięć Ola (Trenerka Ola ). 
Jeszcze przed startem, praca nad stylówką.
Mogłam chociaż prawidłowo kije rozłożyć ;)

W sobotę 15.09.2018r o godzinie 12:00 startowałyśmy z Mikrostacji Sportów Zimowych Łysa Góra w kierunku Szklarskiej Poręby. Nie powiem, zdziwiłam się, że oprócz nas jeszcze ponad 300 osób wybrało taką formę rozrywki na sobotę- nie wspominając o tych co od piątku już byli w trasie na całości przejścia. Byli też tacy co całość zakończyli wcześniej niż my zaczęłyśmy połówkę. 
Pierwsze 2 kilometry.
Grażyna wracaj do domu!!!
Zawsze gdy gdzieś mnie poniesie ( nie ważne czy to rower, bieg, czy patyczaki) pierwsze 2 km mój organizm mówi (w zasadzie to krzyczy) Grażyna gdzie leziesz, wracaj do domu, siedzieć na kanapie, książkę poczytaj,krzyżówkę sobie rozwiąż, jeszcze możesz zrezygnować...
A ja wtedy- NIE, właśnie że pójdę, co ja nie dam rady??? I po chwili, jak stary dobry diesel wbijam drugi bieg i cisnę dalej.
Impreza z założenia nie wprowadzała elementu rywalizacji... każdy walczył sam ze sobą. A to coś boli, a to chce się spać, a to bąble na stopach albo plecak za ciężki. Dla mnie idealna opcja. Nic tak nie cieszy jak pokonać samą siebie. 

Komu w drogę...

Temu książka
Żywieniowy zawrót głowy

Może wydawać się to dziwne, ale jedzenie w trakcie wysiłku było na ten rajd dla mnie celem nadrzędnym. Taki moim Mount Everest. To była moja pierwsza aktywność podczas której jadłam (pierwsze 50km w życiu przeszłam na 1 bananie- bo mój żołądek powiedział, że on niczego przyjmować nie będzie, kolejne imprezy wyglądały podobnie). Teraz było inaczej... Zjadłam makaron z suszonymi pomidorami i słonecznikiem (myślę że 200-300g), 1 loda Magnum z migdałami,10 M&Ms, 200ml Coli, małe piwko w schronisku- rozpusta. Dzięki temu czułam się świetnie... tempo sprzyjało, warunki pogodowe doskonałe, do tego moje ukochane góry. 
"Bo ludzi dobrej woli
Jest więcej"
Na trasie było przygotowanych sporo podpowiedzi od miłośników "Przejścia"

Trzeba iść
Gdyby nie pomoc na trasie można by nie dotrzeć do wielu pięknych miejsc.

Dalej trzeba iść

I ten spokój... coś czego musiałam się długo uczyć, że nic nie muszę, że nie trzeba się ścigać, że nie trzeba nikomu, niczego udowadniać.
Pewnie padnie pytanie, po co? Po co iść 70km jeśli nie wygrasz? Jeśli nie będzie nagrody, podium, splendoru, autografów? 
Grzybiarz ze mnie żaden, ale za to na zdjęciach wychodzą ładnie

Widoki dla których warto iść

Można było chwilę posiedzieć przy ognisku i pomyśleć... Idę czy zostaję??? 


Właśnie po to... żeby móc iść, wyłączyć głowę z codziennego myślenia, być samemu ze sobą i iść. Kiedy ruszam nie zastanawiam się czy chłopcy odrobili zadanie, czy mąż ogarnie dom zanim wrócę, czy pacjent X odpowie na leczenie lub jak powiedzieć Pani Y, że choroba poszła do przodu. Nie myślę o tym, czy ktoś jest ode mnie lepszy, bo zawsze jest ktoś lepszy. To jest czas w którym słyszę jak szumią drzewa, mogę popatrzeć na niebo pełne gwiazd, posłuchać śpiewu ptaków i obejrzeć zachód i wschód słońca.
70 km w 17 godzin duma, radość, ulga

Myślę, że skoro na co dzień mamy tyle powodu do stresu, musimy się ścigać z czasem, brakuje doby, tygodnia a miesiąc wydaje się za krótki, to warto sprawić by sport był odskocznią od tej codzienności a nie kolejnym powodem by się zajeżdżać. 
Jak Fenix z popiołów, wstaję po godzinie snu :)

Dlatego na Kolarskiej Grażynie nie przeczytacie o super suplementach, planach treningowych czy diecie dodającej watów. 
Ale przeczytacie o tym jak być szczęśliwą, spełnioną i turbo pozytywną...
P.S. 
Część zdjęć udostępniła mi Ola- to dobrze, bo mi jakoś tym razem nie najlepiej poszło robienie fotoreportażu z trasy.

2 komentarze: