Jak co roku, spędzam tydzień wakacji z dziećmi- sama. W tym roku padło na Turawę. Dlaczego? Nigdy nie umiem odpowiedzieć na takie pytanie. Zwykle określam cel nadrzędny (góry?, jezioro?,morze?) potem otwieram mapę i stwierdzam jadę tu... Turawa to tylko półtorej godziny jazdy od domu, jest jezioro, więc można popływać (to argument dla chłopców, ja nie przepadam...), są lasy, można pojeździć rowerem lub iść na spacer.
Spakowani, po krótkim instruktażu- jak przypiąć rowery do bagażnika, żeby nie zbierać ich z autostrady- pojechaliśmy.
Nocleg zorganizowałam w ośrodku Oaza- przyjemnie, czysto i są śniadania w Bistro. Do plaży kilka kroków, plac zabaw na terenie ośrodka, wypożyczalnia rowerów gdyby ktoś potrzebował 😊
Nie uwierzycie, ale tam było tak "mało internetu", że dla mnie już nie wystarczało. Udało mi się wrzucić parę postów na Insta. Przez pierwsze dni czułam lekką frustrację, że zginę, że mój blog umrze bo nie "wrzucam" na bieżąco, nawet Fejsbunio mi napisał
"od tygodnia nie napisałaś żadnego posta, dbaj o swoich fanów i udostępnij wpis". Potem w zasadzie zaczynało mi być z tym dobrze.
Sobotę poświęciliśmy na rozpoznanie terenu, w niedzielę mieliśmy gości (Kasia- pozdrawiam) i spędziliśmy czas na plaży. A od poniedziałku... obowiązkowy ruch dwukołowy. Chłopcy nie byli zachwyceni moim pomysłem (
ale nigdy nie są, zawsze twierdzą, że nie liczę się z ich zdaniem- w zasadzie to nie pytam ich o zdanie i tylko planuje te wycieczki i każę im jeździć i chodzić i nie mogą sami o sobie zdecydować... "po" zdania są zupełnie inne).
|
Jezioro Duże |
1+2 czyli jak jechać i nie słyszeć narzekań
Poniedziałek, pogoda doskonała, plan na wyprawę jest, wsiadamy na rowery i jedziemy. Z ośrodka prosto pod 400-letni Dąb Klemens ( ciekawe co mógłby nam opowiedzieć, co widział, co słyszał...) Krótki postój i jedziemy na Marszałki. W okolicy Turawy jest dużo szlaków rowerowych ( my korzystaliśmy z mapki udostępnianej za darmo w ośrodku- wystarczająco dokładna, do tego mała i poręczna, nie ma ryzyka, że padnie bateria i nie będzie wiadomo jak jechać😂 ) jednak trzeba bardzo się pilnować, bo oznaczenia tych szlaków bywają skąpe. Za Marszałkami szybki przejazd na Srebrne Jeziorko- tu nie co dłuższy postój, negocjacje co do trasy (trochę uległam i zamiast koła będzie "wąż który połknął słonia"). Z jeziorka niebieskim szlakiem pojechaliśmy do Osowca- zobaczyć fabrykę z XVIII wieku. W drodze powrotnej zjechaliśmy na czarny szlak do Turawy- gdzie wizytowaliśmy lodziarnię (lody - motywator największego kalibru😃) oraz XVIII-wieczny pałac. W drodze powrotnej wybraliśmy trasę wzdłuż brzegu jeziora. Przejechane 24km.
|
Czerwony szlak rowerowy |
|
Dąb Klemens- Opiekun Zabłądzonych Dusz |
|
Droga przez Marszałki- zielony |
|
Jeziorko Srebrne |
|
Powrót z Osowca- tu Baranek byłby szczęśliwy :) |
|
Pałac w Turawie- czy ktoś o nim zapomniał, czy nikt go nie chce? |
Kiedy będziemy wracać?
Wtorek, pogoda równie dobra jak wczoraj, plan ambitny (dojechać na koniec mapy), to jedziemy. Wyjazd z bazy, tym razem na prawą stronę przez Rzędów do Kadłuba Turawskiego- tu próbowaliśmy znaleźć groby żołnierzy wojsk napoleońskich, którzy ponoć przechodząc przez ten teren nie zdewastowali go, więc mieszkańcy w zamian za to zachowali ich mogiły. Nie udało nam się... nie było żadnego drogowskazu, ani tabliczki z informacją. Pojechaliśmy na Zakrzów Turawski- piękne miejsce, już z daleka widać biało-czarne domki i stary drewniany kościół, malownicza okolica- to trzeba zobaczyć, nie da się tego opisać ( chociaż Orzeszkowa nie miałaby z tym problemów- ale ja nie znoszę długich opisów przyrody). Z Zakrzowa czarnym szlakiem rowerowym jedziemy do Ligoty Turawskiej- nadzieja na zobaczenie Wiejskiej Izby Regionalnej (nieczynna,
Wiejska Izba Regionalna Ligota Turawska), ale po chwili na oddech, ruszyliśmy do miejscowości Bredziany. A tu czaka na nas kościół drewniany pw. św. Jadwigi Śląskiej i... lody pod sklepem. Powrót zaplanowałam przez las- zielony szlak -ani jednego znaku na drzewie, ani jednej tabliczki, trzymaliśmy się drogi (wyasfaltowana dróżka w lesie) i dojechaliśmy do naszej Oazy. Przejechane 28.9km.
|
Dwujęzyczność tego regionu- czy to dobre? czy złe? |
|
Z daleka widoczne budynki Zakrzowa Turawskiego |
|
I z bliska... Domki |
|
Kościół pw. śś. Piotra i Pawła |
|
Droga do Ligoty Turawskiej |
|
Ligota Turawska |
|
Bredziany- Kościół pw. św. Jadwigi Śląskiej |
|
Zielony szlak rowerowy- oznakowanie tylko na mapie |
Gdzie jest bidon?
Środa, Święto Wojska Polskiego, Święto Wniebowzięcia NMP, dzień niehandlowy, pogoda ładna, choć chłodniej niż dotychczas, spodziewam się najazdu "Hunów" na Turawę ( a tu w miarę spokojnie- kolejny plus dla "niemodnych" terenów), plan na dziś- Tour de Turawa, czyli dookoła Jeziora Dużego. Dziś kręcimy w powiększonym składzie: dojechał do nas Mateusz (mój mąż), Kasia (moja psiapsióła ze szkolnej ławki) z mężem Piotrem, dziećmi i Mamą (9 osób). Wyruszamy z bazy na lewo i dookoła jeziorka- proste? Pewnie, że proste. Po kilkuset metrach okazuje się, że Piotrek nie zabrał kurczaków, pieczonych z wielkim zapałem przez Kasię ( tu Mama Kasi wykazała się czujnością i znajomością tematu i zabrała własny prowiant- w tym kurczaki😂). No cóż zagrzmiało, ale jedziemy dalej. Po przerwie przy Elektrowni Wodnej grupa rozdziela się i część atakuje górą a część dołem. Kiedy nasze drogi spotykają się okazuje się, że Duży Olo (bo u Kaśki jest Mały Olo) nie ma bidonu... Szybka wymiana spojrzeń☇☇☇ Mateusz wraca pod elektrownię a my odpoczywamy pod dębem który w rzeczywistości jest klonem. Nie ma bidonu... Jedźmy, nikt nie woła...
Gdzieś w trakcie wyprawy pojawiła się taka myśl, chochlik rowerowy, żeby trasę trochę zmodyfikować i pojechać do Ozimka- zobaczyć najstarszy w Europie łańcuchowy most wiszący (otwarty w 1827r) i hutę żelaza Mała Panew z XVIII w. Na pocieszenie, bo dzieci zorientowały się, że trasa się zmieniła, jedziemy na lody (stojąc na moście tyłem do huty trzeba iść na azymut i dojdziesz do lodziarni, płatność tylko gotówką, ale jedzenie dobre). Trzeba wracać na trasę, i dojechać do Oazy. Po drodze naszło nas na zobaczenie zapory- do dziś nie wiem czy trafiliśmy w dobre miejsce... W trakcie jazdy żółtym szlakiem Kajetan (najmłodszy uczestnik wyprawy) postanowił, że to najlepszy moment na drzemkę. Trzeba było opanować jego bezwładną głowę i tak powstała konstrukcja Rambo 2000 (czyli opaska na czoło i przymocowanie do fotelika- tu znowu sytuację ratuje Mama Kasi, bo przez przypadek ma przy sobie paski pasujące do konstrukcji, rewelacja-
Przezorność poziom ekspert). Jedziemy dalej- w pewnym miejscu, nie wiem w którym i jak, nawigację przejmują panowie i tak docieramy do turbo wyboistej drogi między rozmaitymi poPRLowskimi ośrodkami i na wysokości Syrenki wynurzamy się z czeluści, trafiając z powrotem na szlak który doprowadza nas do bazy. Przejechane 30.7km.
|
Dookoła jeziora. Wystarczy trzymać się brzegu. |
|
Część górą, reszta dołem. |
|
Gdzie jest bidon? |
|
Kapliczka w polu. Mam do tego słabość. |
|
Oni jeszcze nie wiedzą... że trasa się zmieniła 😄 |
|
Teraz już wiedzą... |
|
Wiszący most łańcuchowy- Ozimek |
|
Wracamy na trasę. Autor zdjęcia- Piotr. Ku chwale SRT. |
|
Misterna konstrukcja podtrzymująca głowę Kajetana. Chłopak się wyspał, nawet nie jękną, że mu źle było |
Komu bije dzwon?
Czwartek, pogoda dobra, czas na pożegnalną rundę. Tu plan był ambitny, wytyczymy nowe ścieżki, nowy szlak, nowe horyzonty- jedziemy na Dylaki. Już po kilku kilometrach okazało się, że ktoś był tu przed nami i jest szlak widmo ( na mapie go nie ma a na drzewach jest). Nie zniechęceni tym wydarzeniem jedziemy dalej i tak przez stawy w Biestrzynniku docieramy do czarnego szlaku rowerowego prowadzącego do Zakrzowa Turawskiego. Znaną nam trasą wracamy przez Rzędów do Oazy. Przejechane 20.8km.
|
Czerwony szlak rowerowy do Dylaków |
|
Stawik w Dylakach. |
|
powrót do przeszłości |
|
Siła braci |
|
Czarny szlak w kierunku Zakrzowa Turawskiego |
|
Zakrzów Turawski |
|
Hmm... Gdzie by tu wybrać następnym razem? |
|
Komu bije dzwon? |
Czy warto pojechać do Turawy?
Oczywiście, że warto.
Jeśli ktoś lubi aktywnie spędzać czas, potrafi sam sobie zorganizować wyprawę i nie ma natury
narzekacza, to warto. Ja spędziłam tam bardzo miło tydzień urlopu, poznałam okolice, o której istnieniu nawet nie wiedziałam.
Jest miejsce na szosę- praktycznie każda z naszych wycieczek po małej modyfikacji nadaje się na przejazd szosą (a dla wprawnego jeźdźcy, przejazd całości to w zasadzie jeden dzień roboty). Z resztą kolarzy (PRO i Grażyńskich) było dużo, więc okolica sprzyja. W lokalnym sklepie zakupiłam mapę "Województwo Opolskie Dla Aktywnych" i myślę, że to bardzo niedoceniony turystycznie region. Będę intensywnie poszukiwać czasu i możliwości do powiększenia mojej biblioteki doświadczeń o województwo opolskie.
Nie to ładne, co ładne, lecz to co komu się podoba :)
P.S.
W przygotowaniu... Sudety Expres
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz